Rozmawiałem ostatnio ze znajomym o pokoleniu Y. Ciekawe, że już teraz jest pokolenie Y, bo przecież jeszcze nie dawno na moje pokolenie, mówiono X (nie wiem kto oprócz katechetów mówił na nas pokolenie JP2 i dlaczego), ale genralnie chodziło o to, żeby powiedzieć, że jesteśmy gorsi niż ci, którzy byli wcześniej. W sumie nie wiem jak to jest, że z roku na rok każde pokolenie jest coraz gorsze dla tych starszych pokoleń, bo przecież już jakieś 90 lat temu Gertrude Stein biedna nieświadomie zarzuciła swoim, już teraz słynnym, lost generation, które chwilę potem łapczywie przechwycił Hemingway i skatował nim setki milionów amerykańskich uczniów. W sumie dalej ich tym katuje po dziś dzień.
No ale skoro każde pokolenie ma być tym smutnym generation perdue, bo przecież zawsze i wszędzie znajdzie się jakiś czynnik demoralizujący (1 Wojna Światowa, Komuna, Diablo II, PlayStation3, masturbacja - pani od nauk ślubnych mówiła), to gdzie jest jakaś przeciwwaga do tego wszystkiego? Przecież musi być! Jakoś się to wszystko kręci. No chyba, że chodzi o U2. My wszyscy jesteśmy pokoleniem Y, a Bono kręci całym światem.
Piszę o tym, bo obejrzałem (na raty) polecany przez kolegę Jimmiego Midnight in Paris i stwierdziłem, że sam jestem elementem lost generation w pewnym stopniu. Jeszcze nie dawno jarałem się książkami Fitzgeralda, ba! nawet w tekstach piosenek ukryłem trochę z Wielkiego Gatsbiego (oczywiście nikt tego nie zaczaił), ale wystarczyło parę chwil, żeby o tym wszystkim zapomnieć. A przecież tak manifestowałem tam swoj bunt przeciw nowym nadchodzącym latom dwudziestym! BTW - jeśli ktoś znajdzie Wielkiego Gatsbiego w tym songu, to stawiam browara.
A teraz do rzeczy, bo zrobiłem mega pedalski wstęp do tego (jak mi się na początku wydawało) krótkiego posta.
Co się stało z dostawcami drewna, że dopiero piąty przyjechał z dostawą? Inni umówili się na dzień i godzinę, ale zniknęli w drodze i nigdy już nie odebrali telefonu. Czy ktoś zgłaszał ich na Zaginieni.pl?
Dlaczego w samym centrum Jeleniej Góry, w sklepie komputerowym nie ma kart SD 16gb i nie można płacić kartą płatniczą? A jak przyjdziesz z kasą wyciągniętą z obsranego bankomatu, który nie wydrukował potwierdzenia (tzn. wydrukował ale nie umiał wysunąć), to gościu mówi, że nie sprzeda nic bo mu się kasa fiskalna zepsuła?
Dlaczego ludzie umawiąjący się telefonicznie na rozmowę kwalifikacyjną, potrafią powiedzieć "jeszcze nie wiem czy na pewno przyjdę bo nie wiem w sumie"?
Dlaczego kelnerka w Pizza Hut pytała się nas tyle razy czy pizza jest dobra, że rozmawialiśmy z nią więcej niż z samymi sobą?
Dlaczego mi się w mięsnym baba z popękanymi piętami wpieprza po salceson w kolejkę?
Gdyby Woody Allen przyjechał do Jelonki zrobić Midnight in Jelonka, to by mu nie wyszło. Wiecie dlaczego? Bo by dostał wpierdol od dresów!
saymon writes - czyli saymon's blahg
Raczej taki normalny blahg, co nie?
poniedziałek, 26 marca 2012
środa, 23 listopada 2011
WTF z tymi mandatami?
Nie będę zaczynał od zadania, że dawno nie pisałem, bo coś tam coś tam. Nie pisałem, bo nie było czasu. Się chciałem tylko zapytać co się dzieje z policja i strażą miejską? Czy oni nas chronią, czy na nas zarabiają?
Po mieście jeździ policyjna Alfa Romeo 159 z harpunem, zderzaczem hadronów i komorą dekompresyjną. Jedziesz 50,003 km/h i pomyślisz o pedale gazu i już słyszysz syrenę. Ale nie taką oldschoolową jaką sobie teraz wyobrażasz. Ona jest taka jakby strzelali z dużą częstotliwością z laser cannona z Gwiezdnych Wojen. Puścisz bąka w aucie - 1000zł mandatu. Odbierzesz telefon podczas jazdy - 10 dni w dybach i kamienowanie auta. Goście czają się za pacjentem, jadą i nagrywają. Wiele razy jechali za mną praktycznie od domu, do samej pracy i czekali aż zmięknę i wjadę w przystanek autobusowy. Wiadomo przecież, że łatwo o taką sytuację, bo wtedy nie patrzysz na drogę, tylko na lusterko wsteczne.
Na dawnym osiedlu, jak ziomki w dresach rozwalały auta i ławki, policaje przyjechały na czas. Ale wysiedli z auta dopiero jak goście sobie poszli. Policjanci spisali tylko w notesikach, wsiedli w Kiję i pojechali.
Straż Miejska ostatnio zarabia na mandatach z fotoradarów. Uwaga, strzelają foty od tyłu i nie ma żadnego limitu. Jedziesz o 10km/h więcej niż norma, też będzie mandat. Oczywiście fotoradary są tak umieszczone, że ledwo zauważysz znak terenu zabudowanego i pomyślisz o hamowaniu, to już pani w sekretariacie swoje żółte paznokcie (od fajek żółte) na twoim zdjęciu kładzie. Kurde.. to nie zdrapka. Łapka niedrapka. I kolejne punkty karne i kolejne pieniądze do zapłacenia. A grę sobie miałem wreszcie na Playa kupić!
Potem jedziesz przepisowo w delegację, nakaz skrętu w prawo i zakaz skrętu w lewo. A tutaj straż miejska zatrzymuje i mówi, że wjechałeś pod zakaz ruchu i pewnie "jeszcze całe stare miasto pan zjechał". No pewnie.. na golasa jeszcze, tirem, bez przeglądu i z pieniędzmi z handlu nielegalnymi dresami na stadionie. Człowiekowi zimno, na zewnątrz ciemno, miasta się nie zna, Hołowczyc w nawigacji mówi, że "nowa trasa będzie lepsza" po raz 30ty, więc nie wiesz nawet jak się postawić. Po czym pan strażak mówi, że nie jestem wybrańcem, więc tylko 5pkt karnych, ale "jakby mu się chciało" to by dał 10pkt. Tak! Całuję po stopach.. jaki super człowiek. Człowiek roku. Strażak, który został człowiekiem. Lavciam go. A mógł zabić!
Śmiałem się z Dubienieckiego, który powiedział, że "jeżdżąc po Polsce cały rok nie da się nie uzbierać 24pkt karnych". No chyba tak.. chyba się k... nie da... MSWiA bada temat biznesu mandatowego. Ale w sumie co mi z tego.. ja się teraz boje do sklepu po bułki skoczyć autem. A jak się okaże, że mi lampka od rejestracji przestała działać? Ile to punktów? 20?
Po mieście jeździ policyjna Alfa Romeo 159 z harpunem, zderzaczem hadronów i komorą dekompresyjną. Jedziesz 50,003 km/h i pomyślisz o pedale gazu i już słyszysz syrenę. Ale nie taką oldschoolową jaką sobie teraz wyobrażasz. Ona jest taka jakby strzelali z dużą częstotliwością z laser cannona z Gwiezdnych Wojen. Puścisz bąka w aucie - 1000zł mandatu. Odbierzesz telefon podczas jazdy - 10 dni w dybach i kamienowanie auta. Goście czają się za pacjentem, jadą i nagrywają. Wiele razy jechali za mną praktycznie od domu, do samej pracy i czekali aż zmięknę i wjadę w przystanek autobusowy. Wiadomo przecież, że łatwo o taką sytuację, bo wtedy nie patrzysz na drogę, tylko na lusterko wsteczne.
Na dawnym osiedlu, jak ziomki w dresach rozwalały auta i ławki, policaje przyjechały na czas. Ale wysiedli z auta dopiero jak goście sobie poszli. Policjanci spisali tylko w notesikach, wsiedli w Kiję i pojechali.
Straż Miejska ostatnio zarabia na mandatach z fotoradarów. Uwaga, strzelają foty od tyłu i nie ma żadnego limitu. Jedziesz o 10km/h więcej niż norma, też będzie mandat. Oczywiście fotoradary są tak umieszczone, że ledwo zauważysz znak terenu zabudowanego i pomyślisz o hamowaniu, to już pani w sekretariacie swoje żółte paznokcie (od fajek żółte) na twoim zdjęciu kładzie. Kurde.. to nie zdrapka. Łapka niedrapka. I kolejne punkty karne i kolejne pieniądze do zapłacenia. A grę sobie miałem wreszcie na Playa kupić!
Potem jedziesz przepisowo w delegację, nakaz skrętu w prawo i zakaz skrętu w lewo. A tutaj straż miejska zatrzymuje i mówi, że wjechałeś pod zakaz ruchu i pewnie "jeszcze całe stare miasto pan zjechał". No pewnie.. na golasa jeszcze, tirem, bez przeglądu i z pieniędzmi z handlu nielegalnymi dresami na stadionie. Człowiekowi zimno, na zewnątrz ciemno, miasta się nie zna, Hołowczyc w nawigacji mówi, że "nowa trasa będzie lepsza" po raz 30ty, więc nie wiesz nawet jak się postawić. Po czym pan strażak mówi, że nie jestem wybrańcem, więc tylko 5pkt karnych, ale "jakby mu się chciało" to by dał 10pkt. Tak! Całuję po stopach.. jaki super człowiek. Człowiek roku. Strażak, który został człowiekiem. Lavciam go. A mógł zabić!
Śmiałem się z Dubienieckiego, który powiedział, że "jeżdżąc po Polsce cały rok nie da się nie uzbierać 24pkt karnych". No chyba tak.. chyba się k... nie da... MSWiA bada temat biznesu mandatowego. Ale w sumie co mi z tego.. ja się teraz boje do sklepu po bułki skoczyć autem. A jak się okaże, że mi lampka od rejestracji przestała działać? Ile to punktów? 20?
czwartek, 7 kwietnia 2011
Ej! Ja jestem!
Ej! Ja jestem tutaj, tylko kuje kafle. Ciągle coś tam, a tu nie ma kiedy pisać. Leon coraz większy. Dziś pokazał się w 4D!
czwartek, 3 lutego 2011
Microexpressions Live on YouTube
Nasz grudniowy koncert w Polskim Radiu jest już dostępny w na YouTube.
Microexpressions - Brief Exposure
Microexpressions - Outro
Więcej Microexpressions na Microexpressions Blog.
Microexpressions - Brief Exposure
Microexpressions - Outro
Więcej Microexpressions na Microexpressions Blog.
wtorek, 11 stycznia 2011
IT Heroism - czyli jak to się w Jeleniej Górze szuka ludzi do pracy
Zrobiliśmy małą reklamówkę dla najlepszej firmy IT w Polsce. Oceńcie czy fajna, a potem przyjdźcie tam pracować.
Pewnie wielu z Was widziało już plakat na mieście. Niedługo będzie tego więcej :)
Pewnie wielu z Was widziało już plakat na mieście. Niedługo będzie tego więcej :)
niedziela, 9 stycznia 2011
Lato w środku zimy - czyli to co siedzi nam w snach
Nie wiem jak wy, ale ja w ciągu zimy często (zarówno świadomie, jak i nieświadomie) myślę o lecie. Idealizuje tę porę roku i odliczam dni do pierwszych liści na drzewach, pierwszych pszczół i motyli. Zima jest fajna, ale mogłaby być 4 razy krótsza. Od wielu lat, każdej zimy miewam przynajmniej raz lub dwa razy ten sam (lub bardzo podobny) sen. Otóz: jestem na Mazurach, na jachcie. Jest 30 stopni, świeci piękne słońce, a woda jest w temperaturze ciała - tzn. nie czujesz jej jak do niej wchodzisz (wiadomo, bo przecież do niej nie wchodzę, bo to sen). Sen pewnie wynika z tęsknoty za tym miejscem i czasem, gdyż pojechałem tam pierwszy raz mając zaledwie 6 lat. Od tamtej pory byłem na 18 mazurskich rejsach i nie wyobrażam sobie innych wakacji. Niestety parę razy już się zdarzyło, że tam nie byłem - np. w tym i zeszłym roku :(
Na pocieszenie, kilka zdjęć i film z ostatniego rejsu:
Kto jedzie na następny rejs z nami? :)
Na pocieszenie, kilka zdjęć i film z ostatniego rejsu:
Jezioro Mikołajskie - zero snu od 48 h, ale trzeba było dopłynąć tutaj z Rucianego Nida |
Węgorapa - fajny katamaran |
Burza na Kisajnie |
Śniardwy - i kawałek Wyspy Pajęczej. Pięknie wiało pod koniec dnia! |
Zachód słońca na j. Nidzkim - Puszcza Piska |
M. i nasza łajba :) |
Blisko domu Maryli Rodowicz :) |
Nic dodać, nic ująć |
Ważka na uniesionej płetwie sterowej |
Ta sama ważka, ale w niezłym zoooomie. |
Tarpany - jedyne dzikie konie w Polsce. Chciały ukraść silnik i koło ratunkowe z rufy |
Szybko nam się znudził ten browar, ale tam smakował wyśmienicie! |
Kto jedzie na następny rejs z nami? :)
sobota, 8 stycznia 2011
Dlaczego nie warto kupować Renault
Jeśli chcesz kupić samochód marki Renault, powinieneś najpierw przeczytać ten post.
Na pewno każdy z was nasłuchał się głupich opowiastek o samochodach, typu: Ford gówno wort, żadnych samochodów na F, nie kupuj francuskich aut itd. Problem w tym, że to nie są zabobony, tylko sama prawda.
Kiedy skończyłem studia licencjackie, stwierdziłem, że magisterskie będę robił już zaocznie, dzięki czemu będę mógł pójść do pracy i zacząć zarabiać. Po paru miesiącach pracy poczułem zapach pieniędzy i stwierdziłem, że najwyższa pora kupić swój pierwszy samochód.
Oferty aut (w moim przedziale cenowym) były różne. Od rozpieprzonych cieniasów z 3 kołami, przez wyglancowane audice z wielokrotnie zmienianym lakierem z opisem "autko igła", aż po dziadkowo-emeryckie 9-letnie, małe auta kompaktowe. Wybór, z przyczyn oczywistych, padł na te ostatnie. Znaleźliśmy Renault Clio - rocznik 1998. Stan oczywiście idealny, a oferta w stylu: Autem jeździł niemiecki Opa, urodzony w 1877 roku. Prawdopodobnie używał samochodu tylko raz w tygodniu, żeby pojechać do apteki po Geriavit-Farmaton. 2 poduszki powietrzne, w stanie idealnym + zimowe opony.
Ja, jako człowiek, który we wszystkim doszukuje się dobra i sprawiedliwości, z wypiekami na policzkach, niczym Shaggy ze Scooby Doo, wstępnie zdecydowałem, że łykamy to auto. Wykonałem jeszcze telefon do kuzyna, który powiedział: Nie bierz Renault, jeśli nie chcesz zostać mechanikiem samochodowym! Olałem temat (sorry Jarek) i pojechaliśmy po auto, z kolegą, który się zna (!!!). Dokładny check, przejażdżka, hamowanie, oglądanie na kanale, inspekcja lakieru i... kupujemy!
Dojechałem do domu. Zaparkowałem oczywiście pod samą latarnią. Do 3 w nocy wyglądałem przez okno, czy mi go nie kradną, no i 6:00 rano poszedłem sobie w nim posiedzieć. Podjara pełna. Szkoda tylko, że radio nie działało.
Tego samego dnia wybrałem się do mechanika, wymienić rozrząd. Oczywiście babka, która sprzedała mi samochód powiedziała, że był wymieniany przy 80tys (auto maiło niby 112tys przebiegu), więc szkoda kasy. No ale z doświadczenia z innymi autami (nie moimi), wymiana rozrządu była wg mnie priorytetem bez względu na to co babka mówi.
Pierwsze pytanie mechanika:
- A czemu on tak rzyga olejem?
- Eee, poci się trochę tylko - odpowiedziałem.
- Poci się??? To czemu kapie mi na buty? Wypił Powerade?
No dobra.. troche rzygał. Ale okazało się, że przy sprawdzaniu stanu oleju o 6:00 rano, byłem na tyle podjarany, że bagnet włożyłem nie tam gdzie trzeba. Więc jadąc do mechanika, wszystko wychlapałem.
Rozrząd mi wymienili, olej też. Okazało się jeszcze, że:
- tylne amory są już wychechłane
- końcówki drążka są do wymiany
- układ wydechowy już trochę stary
- w prawym reflektorze rośnie trawa
- prawe tyle nadkole jest zardzewiałe od środka
- prawy próg jest jak papier
- moje zimowe opony nadaję się do spalenia w teledysku Michaela Jacksona
Dobra! Co z tego. Stan igła, tak poza tym. Jedziemy!
Dlaszy ciąg będzie już w fast forward:
Listopad 2007 - nie działa informacja o włączonych światłach. 3 razy rozładowałem akumulator.
Grudzień 2007 - Przestały się świecić lampki na desce rozdzielczej.
Styczeń 2008 - pojechałem do kumpla, wróciłem na holu. Nie chciał zapalać. Zaholowałem do mechanika, mechanik odpalił za pierwszym razem i popukał się w głowę.
Luty 2008 - psuje się rolka paska klinowego. Wymieniam.
Marzec 2008 - Auto znowu nie zapala. Wymienili mi pompę paliwową i filtr paliwa.
Kwiecień 2008 - Znowu nie zapala. Mechanicy sugerują, żeby skakać na pompie paliwowej bo coś chyba szwankuje.
Maj 2008 - pojechałem do Wrocławia na uczelnie, wróciłem na lawecie. Okazało się, że wszystkiemu był winny alternator - naprawiłem u elektryka.
Maj 2008 - narzeczona pojechała do pracy, wróciła na holu. Ten sam alternator się popsuł - inny elektryk naprawił znowu.
Czerwiec 2008 - podczas jazdy, samochód nagle zgasł. Okazało się, że alternatora nie ma w ogóle. Kupiłem używany, zamontowałem. Jeździ!
Lipiec 2008 - pojechałem wymienić amortyzatory. Nikt nie chciał tego zrobić w moim mieście, bo to za dużo roboty. Zapisałem się do jedynego chętnego mechanika na... październik (prawie jak w NFZ).
Sierpnień 2008 - ja pierdole! Nic się nie stało! Ale to może dlatego, że 3 tygodnie mnie nie było.
Wrzesień 2008 - stuka mi w prawym, przednim kole.
Październik 2008 - stuka mi w obu przednich kołach. Wymieniam amory z tyłu (czekałem na to 3 miesiące).
Listopad 2008 - na zakręcie wypadł mi przedni reflektor.
Grudzień 2008 - montuje reflektor (musiałem czekać na wypłatę), naprawiam stukanie. Winne są: przedni wahacz (ponoć był z renault 19) oraz kolumna kierownicy - już nie pamiętam co z nią było - pewnie była od Stara.
Styczeń 2009 - samochód zaczyna huczeć podczas dłuższej jazdy. Nie wiem co to. Nie chce mi się nawet nad tym zastanawiać. Ponadto, śmierdzi w aucie spalinami.
Luty 2009 - naciskam hamulec, ale okazuje się, że to nie jest hamulec, tylko zwykły pedał! Osrany, jadę do mechanika. Okazuje się, że mam wyciek płynu hamulcowego, szczęki zalane, prawy tylny bęben uszkodzony. Ponadto są 3 dziury na wielkość pięści w układzie wydechowym, a katalizator jest zatkany (stąd te huczenie). Wymieniam wszystko.
Marzec 2009 - chyba miałem spokój w tym miesiącu.
Kwiecień 2009 - huczy w tylnym kole. Wymieniam łożysko.
Maj 2009 - huczy w przednim kole. Wymieniam łożsyko.
Czerwiec 2009 - rdza na prawym nadkolu jest już tak wielka, że trzeba je całe wymienić.
Wrzesień 2009 - boje się jeździć tym samochodem.
Październik 2009 - stuka mi w kolumnie kierwonicy przy skrecaniu w prawo
Listopad 2009 - stuka jak skręcam i w prawo, i w lewo.
Grudzień 2009 - w ogóle nie odpala. Trzeba też wymienić akumulator, ale daje mu ostatnią szansę, bo jest dość zimno!
Styczeń 2010 - wymieniam klocki hamulcowe bo piszczą jak w autobusie MZK.
Luty 2010 - nie mam połowy prawego progu.
Kwiecień 2010 - z progu wyrasta mały krzew, wyrywam go, ale za 2 tygodnie jest nowy.
Maj 2010 - nie mam już żadnych podświetleń deski rozdzielczej
Czerwiec 2010 - wraca mi część podświetleń, po tym jak wjechałem w dziurę.
Lipiec 2010 - jeżdżę na rowerze
Sierpień 2010 - pada deszcz i musze jechać tym syfem do pracy. Ja już nie mogę...
Wrzesień 2010 - jedziemy z narzeczoną tym autem do ślubu. Robi furorę. Niestety podczas nocy poślubnej odpada z niego lusterko boczne.
Październik 2010 - kupuję nowe lusterko. Jadę do mechanika, ale on mówi, że może mi tylko to auto pociąć na kawałki, bo to francuska choroba, a on nie chce jej złapać w trakcie naprawy.
Listopad 2010 - tylne koło stuka tak jakby miało zaraz odpaść. Wymieniam tuleje, lusterko, cały próg i jest mi niedobrze. Tego samego dnia, po naprawie, zaczyna stukać z przodu.
Grudzień 2010 - samochód w nocy, podczas jazdy w trasie, wyłącza mi światła! To jest już absolutne przegięcie. Przyczyną jest przekaźnik świateł przy kierownicy.
Styczeń 2011 - rozpieprza się przedni amortyzator. Kiedy wjeżdzam autem na studzienkę kanalizacyjną, hałas porównywalny jest do tego jakbym wjechał nim w betonową ścianę. Zbieram siły, bo jechać do mechanika.
Co będzie w lutym? Nie wiem. Może ktoś chce wziąć do rozwalenia? Ponoć fajnie się pali. Kolega miał Renault Megane 2, ale pewnego dnia dostało samozapłonu (podczas postoju) i spłonęło. Teraz ma Megane 3 i czasem nie może wrócić do domu, bo komputer pokładowy twierdzi, że ktoś ukradł układ kierowniczy.
Pewnie każdy z was zastanawia się czemu tego auta nie sprzedałem. Ja też się nad tym zastanawiam. Ale co mam napisać w ofercie? Stan idealny? Na co idealny? Chyba kurwa na kurnik!!!
I teraz drogi kolego/koleżanko. Jeśli jeszcze chcesz kupić Renault, to życzę ci powodzenia! Jeśli zastanawiasz się czy jest to odosobniony przypadek, to przypomnij sobie to powiedzenie: Żadnych francuskich samochodów. Skądś ono się wzięło, nieprawdaż?
Przekażcie tego posta wszystkim, którzy noszą się z zamiarem kupna samochodu marki Renault.
Na pewno każdy z was nasłuchał się głupich opowiastek o samochodach, typu: Ford gówno wort, żadnych samochodów na F, nie kupuj francuskich aut itd. Problem w tym, że to nie są zabobony, tylko sama prawda.
Kiedy skończyłem studia licencjackie, stwierdziłem, że magisterskie będę robił już zaocznie, dzięki czemu będę mógł pójść do pracy i zacząć zarabiać. Po paru miesiącach pracy poczułem zapach pieniędzy i stwierdziłem, że najwyższa pora kupić swój pierwszy samochód.
Oferty aut (w moim przedziale cenowym) były różne. Od rozpieprzonych cieniasów z 3 kołami, przez wyglancowane audice z wielokrotnie zmienianym lakierem z opisem "autko igła", aż po dziadkowo-emeryckie 9-letnie, małe auta kompaktowe. Wybór, z przyczyn oczywistych, padł na te ostatnie. Znaleźliśmy Renault Clio - rocznik 1998. Stan oczywiście idealny, a oferta w stylu: Autem jeździł niemiecki Opa, urodzony w 1877 roku. Prawdopodobnie używał samochodu tylko raz w tygodniu, żeby pojechać do apteki po Geriavit-Farmaton. 2 poduszki powietrzne, w stanie idealnym + zimowe opony.
Ja, jako człowiek, który we wszystkim doszukuje się dobra i sprawiedliwości, z wypiekami na policzkach, niczym Shaggy ze Scooby Doo, wstępnie zdecydowałem, że łykamy to auto. Wykonałem jeszcze telefon do kuzyna, który powiedział: Nie bierz Renault, jeśli nie chcesz zostać mechanikiem samochodowym! Olałem temat (sorry Jarek) i pojechaliśmy po auto, z kolegą, który się zna (!!!). Dokładny check, przejażdżka, hamowanie, oglądanie na kanale, inspekcja lakieru i... kupujemy!
Dojechałem do domu. Zaparkowałem oczywiście pod samą latarnią. Do 3 w nocy wyglądałem przez okno, czy mi go nie kradną, no i 6:00 rano poszedłem sobie w nim posiedzieć. Podjara pełna. Szkoda tylko, że radio nie działało.
Tego samego dnia wybrałem się do mechanika, wymienić rozrząd. Oczywiście babka, która sprzedała mi samochód powiedziała, że był wymieniany przy 80tys (auto maiło niby 112tys przebiegu), więc szkoda kasy. No ale z doświadczenia z innymi autami (nie moimi), wymiana rozrządu była wg mnie priorytetem bez względu na to co babka mówi.
Pierwsze pytanie mechanika:
- A czemu on tak rzyga olejem?
- Eee, poci się trochę tylko - odpowiedziałem.
- Poci się??? To czemu kapie mi na buty? Wypił Powerade?
No dobra.. troche rzygał. Ale okazało się, że przy sprawdzaniu stanu oleju o 6:00 rano, byłem na tyle podjarany, że bagnet włożyłem nie tam gdzie trzeba. Więc jadąc do mechanika, wszystko wychlapałem.
Rozrząd mi wymienili, olej też. Okazało się jeszcze, że:
- tylne amory są już wychechłane
- końcówki drążka są do wymiany
- układ wydechowy już trochę stary
- w prawym reflektorze rośnie trawa
- prawe tyle nadkole jest zardzewiałe od środka
- prawy próg jest jak papier
- moje zimowe opony nadaję się do spalenia w teledysku Michaela Jacksona
Dobra! Co z tego. Stan igła, tak poza tym. Jedziemy!
Dlaszy ciąg będzie już w fast forward:
Listopad 2007 - nie działa informacja o włączonych światłach. 3 razy rozładowałem akumulator.
Grudzień 2007 - Przestały się świecić lampki na desce rozdzielczej.
Styczeń 2008 - pojechałem do kumpla, wróciłem na holu. Nie chciał zapalać. Zaholowałem do mechanika, mechanik odpalił za pierwszym razem i popukał się w głowę.
Luty 2008 - psuje się rolka paska klinowego. Wymieniam.
Marzec 2008 - Auto znowu nie zapala. Wymienili mi pompę paliwową i filtr paliwa.
Kwiecień 2008 - Znowu nie zapala. Mechanicy sugerują, żeby skakać na pompie paliwowej bo coś chyba szwankuje.
Maj 2008 - pojechałem do Wrocławia na uczelnie, wróciłem na lawecie. Okazało się, że wszystkiemu był winny alternator - naprawiłem u elektryka.
Maj 2008 - narzeczona pojechała do pracy, wróciła na holu. Ten sam alternator się popsuł - inny elektryk naprawił znowu.
Czerwiec 2008 - podczas jazdy, samochód nagle zgasł. Okazało się, że alternatora nie ma w ogóle. Kupiłem używany, zamontowałem. Jeździ!
Lipiec 2008 - pojechałem wymienić amortyzatory. Nikt nie chciał tego zrobić w moim mieście, bo to za dużo roboty. Zapisałem się do jedynego chętnego mechanika na... październik (prawie jak w NFZ).
Sierpnień 2008 - ja pierdole! Nic się nie stało! Ale to może dlatego, że 3 tygodnie mnie nie było.
Wrzesień 2008 - stuka mi w prawym, przednim kole.
Październik 2008 - stuka mi w obu przednich kołach. Wymieniam amory z tyłu (czekałem na to 3 miesiące).
Listopad 2008 - na zakręcie wypadł mi przedni reflektor.
Grudzień 2008 - montuje reflektor (musiałem czekać na wypłatę), naprawiam stukanie. Winne są: przedni wahacz (ponoć był z renault 19) oraz kolumna kierownicy - już nie pamiętam co z nią było - pewnie była od Stara.
Styczeń 2009 - samochód zaczyna huczeć podczas dłuższej jazdy. Nie wiem co to. Nie chce mi się nawet nad tym zastanawiać. Ponadto, śmierdzi w aucie spalinami.
Luty 2009 - naciskam hamulec, ale okazuje się, że to nie jest hamulec, tylko zwykły pedał! Osrany, jadę do mechanika. Okazuje się, że mam wyciek płynu hamulcowego, szczęki zalane, prawy tylny bęben uszkodzony. Ponadto są 3 dziury na wielkość pięści w układzie wydechowym, a katalizator jest zatkany (stąd te huczenie). Wymieniam wszystko.
Marzec 2009 - chyba miałem spokój w tym miesiącu.
Kwiecień 2009 - huczy w tylnym kole. Wymieniam łożysko.
Maj 2009 - huczy w przednim kole. Wymieniam łożsyko.
Czerwiec 2009 - rdza na prawym nadkolu jest już tak wielka, że trzeba je całe wymienić.
Wrzesień 2009 - boje się jeździć tym samochodem.
Październik 2009 - stuka mi w kolumnie kierwonicy przy skrecaniu w prawo
Listopad 2009 - stuka jak skręcam i w prawo, i w lewo.
Grudzień 2009 - w ogóle nie odpala. Trzeba też wymienić akumulator, ale daje mu ostatnią szansę, bo jest dość zimno!
Styczeń 2010 - wymieniam klocki hamulcowe bo piszczą jak w autobusie MZK.
Luty 2010 - nie mam połowy prawego progu.
Kwiecień 2010 - z progu wyrasta mały krzew, wyrywam go, ale za 2 tygodnie jest nowy.
Maj 2010 - nie mam już żadnych podświetleń deski rozdzielczej
Czerwiec 2010 - wraca mi część podświetleń, po tym jak wjechałem w dziurę.
Lipiec 2010 - jeżdżę na rowerze
Sierpień 2010 - pada deszcz i musze jechać tym syfem do pracy. Ja już nie mogę...
Wrzesień 2010 - jedziemy z narzeczoną tym autem do ślubu. Robi furorę. Niestety podczas nocy poślubnej odpada z niego lusterko boczne.
Październik 2010 - kupuję nowe lusterko. Jadę do mechanika, ale on mówi, że może mi tylko to auto pociąć na kawałki, bo to francuska choroba, a on nie chce jej złapać w trakcie naprawy.
Listopad 2010 - tylne koło stuka tak jakby miało zaraz odpaść. Wymieniam tuleje, lusterko, cały próg i jest mi niedobrze. Tego samego dnia, po naprawie, zaczyna stukać z przodu.
Grudzień 2010 - samochód w nocy, podczas jazdy w trasie, wyłącza mi światła! To jest już absolutne przegięcie. Przyczyną jest przekaźnik świateł przy kierownicy.
Styczeń 2011 - rozpieprza się przedni amortyzator. Kiedy wjeżdzam autem na studzienkę kanalizacyjną, hałas porównywalny jest do tego jakbym wjechał nim w betonową ścianę. Zbieram siły, bo jechać do mechanika.
Co będzie w lutym? Nie wiem. Może ktoś chce wziąć do rozwalenia? Ponoć fajnie się pali. Kolega miał Renault Megane 2, ale pewnego dnia dostało samozapłonu (podczas postoju) i spłonęło. Teraz ma Megane 3 i czasem nie może wrócić do domu, bo komputer pokładowy twierdzi, że ktoś ukradł układ kierowniczy.
Pewnie każdy z was zastanawia się czemu tego auta nie sprzedałem. Ja też się nad tym zastanawiam. Ale co mam napisać w ofercie? Stan idealny? Na co idealny? Chyba kurwa na kurnik!!!
I teraz drogi kolego/koleżanko. Jeśli jeszcze chcesz kupić Renault, to życzę ci powodzenia! Jeśli zastanawiasz się czy jest to odosobniony przypadek, to przypomnij sobie to powiedzenie: Żadnych francuskich samochodów. Skądś ono się wzięło, nieprawdaż?
Przekażcie tego posta wszystkim, którzy noszą się z zamiarem kupna samochodu marki Renault.
Subskrybuj:
Posty (Atom)