wtorek, 11 stycznia 2011

IT Heroism - czyli jak to się w Jeleniej Górze szuka ludzi do pracy

Zrobiliśmy małą reklamówkę dla najlepszej firmy IT w Polsce. Oceńcie czy fajna, a potem przyjdźcie tam pracować.



Pewnie wielu z Was widziało już plakat na mieście. Niedługo będzie tego więcej :)

niedziela, 9 stycznia 2011

Lato w środku zimy - czyli to co siedzi nam w snach

Nie wiem jak wy, ale ja w ciągu zimy często (zarówno świadomie, jak i nieświadomie) myślę o lecie. Idealizuje tę porę roku i odliczam dni do pierwszych liści na drzewach, pierwszych pszczół i motyli. Zima jest fajna, ale mogłaby być 4 razy krótsza. Od wielu lat, każdej zimy miewam przynajmniej raz lub dwa razy ten sam (lub bardzo podobny) sen. Otóz: jestem na Mazurach, na jachcie. Jest 30 stopni, świeci piękne słońce, a woda jest w temperaturze ciała - tzn. nie czujesz jej jak do niej wchodzisz (wiadomo, bo przecież do niej nie wchodzę, bo to sen). Sen pewnie wynika z tęsknoty za tym miejscem i czasem, gdyż pojechałem tam pierwszy raz mając zaledwie 6 lat. Od tamtej pory byłem na 18 mazurskich rejsach i nie wyobrażam sobie innych wakacji. Niestety parę razy już się zdarzyło, że tam nie byłem - np. w tym i zeszłym roku :(

Na pocieszenie, kilka zdjęć i film z ostatniego rejsu:



Jezioro Mikołajskie - zero snu od 48 h, ale trzeba było dopłynąć tutaj z Rucianego Nida
Węgorapa - fajny katamaran
Burza na Kisajnie
Śniardwy - i kawałek Wyspy Pajęczej. Pięknie wiało pod koniec dnia!
Zachód słońca na j. Nidzkim - Puszcza Piska
M. i nasza łajba :)
Blisko domu Maryli Rodowicz :)

Nic dodać, nic ująć
Ważka na uniesionej płetwie sterowej
Ta sama ważka, ale w niezłym zoooomie.
Tarpany - jedyne dzikie konie w Polsce. Chciały ukraść silnik i koło ratunkowe z rufy
Szybko nam się znudził ten browar, ale tam smakował wyśmienicie!

Kto jedzie na następny rejs z nami? :)

sobota, 8 stycznia 2011

Dlaczego nie warto kupować Renault

Jeśli chcesz kupić samochód marki Renault, powinieneś najpierw przeczytać ten post.

Na pewno każdy z was nasłuchał się głupich opowiastek o samochodach, typu: Ford gówno wort, żadnych samochodów na F, nie kupuj francuskich aut itd. Problem w tym, że to nie są zabobony, tylko sama prawda.

Kiedy skończyłem studia licencjackie, stwierdziłem, że magisterskie będę robił już zaocznie, dzięki czemu będę mógł pójść do pracy i zacząć zarabiać. Po paru miesiącach pracy poczułem zapach pieniędzy i stwierdziłem, że najwyższa pora kupić swój pierwszy samochód.

Oferty aut (w moim przedziale cenowym) były różne. Od rozpieprzonych cieniasów z 3 kołami, przez wyglancowane audice z wielokrotnie zmienianym lakierem z opisem "autko igła", aż po dziadkowo-emeryckie 9-letnie, małe auta kompaktowe. Wybór, z przyczyn oczywistych, padł na te ostatnie. Znaleźliśmy Renault Clio - rocznik 1998. Stan oczywiście idealny, a oferta w stylu: Autem jeździł niemiecki Opa, urodzony w 1877 roku. Prawdopodobnie używał samochodu tylko raz w tygodniu, żeby pojechać do apteki po Geriavit-Farmaton. 2 poduszki powietrzne, w stanie idealnym + zimowe opony.

Ja, jako człowiek, który we wszystkim doszukuje się dobra i sprawiedliwości, z wypiekami na policzkach, niczym Shaggy ze Scooby Doo, wstępnie zdecydowałem, że łykamy to auto. Wykonałem jeszcze telefon do kuzyna, który powiedział: Nie bierz Renault, jeśli nie chcesz zostać mechanikiem samochodowym!  Olałem temat (sorry Jarek) i pojechaliśmy po auto, z kolegą, który się zna (!!!). Dokładny check, przejażdżka, hamowanie, oglądanie na kanale, inspekcja lakieru i... kupujemy!

Dojechałem do domu. Zaparkowałem oczywiście pod samą latarnią. Do 3 w nocy wyglądałem przez okno, czy mi go nie kradną, no i 6:00 rano poszedłem sobie w nim posiedzieć. Podjara pełna. Szkoda tylko, że radio nie działało.

Tego samego dnia wybrałem się do mechanika, wymienić rozrząd. Oczywiście babka, która sprzedała mi samochód powiedziała, że był wymieniany przy 80tys (auto maiło niby 112tys przebiegu), więc szkoda kasy. No ale z doświadczenia z innymi autami (nie moimi), wymiana rozrządu była wg mnie priorytetem bez względu na to co babka mówi.

Pierwsze pytanie mechanika:
- A czemu on tak rzyga olejem?
- Eee, poci się trochę tylko - odpowiedziałem.
- Poci się??? To czemu kapie mi na buty? Wypił Powerade?

No dobra.. troche rzygał. Ale okazało się, że przy sprawdzaniu stanu oleju o 6:00 rano, byłem na tyle podjarany, że bagnet włożyłem nie tam gdzie trzeba. Więc jadąc do mechanika, wszystko wychlapałem.

Rozrząd mi wymienili, olej też. Okazało się jeszcze, że:

- tylne amory są już wychechłane
- końcówki drążka są do wymiany
- układ wydechowy już trochę stary
- w prawym reflektorze rośnie trawa
- prawe tyle nadkole jest zardzewiałe od środka
- prawy próg jest jak papier
- moje zimowe opony nadaję się do spalenia w teledysku Michaela Jacksona

Dobra! Co z tego. Stan igła, tak poza tym. Jedziemy!

Dlaszy ciąg będzie już w fast forward:

Listopad 2007 - nie działa informacja o włączonych światłach. 3 razy rozładowałem akumulator.
Grudzień 2007 - Przestały się świecić lampki na desce rozdzielczej.
Styczeń 2008 - pojechałem do kumpla, wróciłem na holu. Nie chciał zapalać. Zaholowałem do mechanika, mechanik odpalił za pierwszym razem i popukał się w głowę.
Luty 2008 - psuje się rolka paska klinowego. Wymieniam.
Marzec 2008 - Auto znowu nie zapala. Wymienili mi pompę paliwową i filtr paliwa.
Kwiecień 2008 - Znowu nie zapala. Mechanicy sugerują, żeby skakać na pompie paliwowej bo coś chyba szwankuje.
Maj 2008 - pojechałem do Wrocławia na uczelnie, wróciłem na lawecie. Okazało się, że wszystkiemu był winny alternator - naprawiłem u elektryka.
Maj 2008 - narzeczona pojechała do pracy, wróciła na holu. Ten sam alternator się popsuł - inny elektryk naprawił znowu.
Czerwiec 2008 - podczas jazdy, samochód nagle zgasł. Okazało się, że alternatora nie ma w ogóle. Kupiłem używany, zamontowałem. Jeździ!
Lipiec 2008 - pojechałem wymienić amortyzatory. Nikt nie chciał tego zrobić w moim mieście, bo to za dużo roboty. Zapisałem się do jedynego chętnego mechanika na... październik (prawie jak w NFZ).
Sierpnień 2008 - ja pierdole! Nic się nie stało! Ale to może dlatego, że 3 tygodnie mnie nie było.
Wrzesień 2008 - stuka mi w prawym, przednim kole.
Październik 2008 - stuka mi w obu przednich kołach. Wymieniam amory z tyłu (czekałem na to 3 miesiące).
Listopad 2008 - na zakręcie wypadł mi przedni reflektor.
Grudzień 2008 - montuje reflektor (musiałem czekać na wypłatę), naprawiam stukanie. Winne są: przedni wahacz (ponoć był z renault 19) oraz kolumna kierownicy - już nie pamiętam co z nią było - pewnie była od Stara.
Styczeń 2009 - samochód zaczyna huczeć podczas dłuższej jazdy. Nie wiem co to. Nie chce mi się nawet nad tym zastanawiać. Ponadto, śmierdzi w aucie spalinami.
Luty 2009 - naciskam hamulec, ale okazuje się, że to nie jest hamulec, tylko zwykły pedał! Osrany, jadę do mechanika. Okazuje się, że mam wyciek płynu hamulcowego, szczęki zalane, prawy tylny bęben uszkodzony. Ponadto są 3 dziury na wielkość pięści w układzie wydechowym, a katalizator jest zatkany (stąd te huczenie). Wymieniam wszystko.
Marzec 2009 - chyba miałem spokój w tym miesiącu.
Kwiecień 2009 - huczy w tylnym kole. Wymieniam łożysko.
Maj 2009 - huczy w przednim kole. Wymieniam łożsyko.
Czerwiec 2009 - rdza na prawym nadkolu jest już tak wielka, że trzeba je całe wymienić.
Wrzesień 2009 - boje się jeździć tym samochodem.
Październik 2009 - stuka mi w kolumnie kierwonicy przy skrecaniu w prawo
Listopad 2009 - stuka jak skręcam i w prawo, i w lewo.
Grudzień 2009 - w ogóle nie odpala. Trzeba też wymienić akumulator, ale daje mu ostatnią szansę, bo jest dość zimno!
Styczeń 2010 - wymieniam klocki hamulcowe bo piszczą jak w autobusie MZK.
Luty 2010 - nie mam połowy prawego progu.
Kwiecień 2010 - z progu wyrasta mały krzew, wyrywam go, ale za 2 tygodnie jest nowy.
Maj 2010 - nie mam już żadnych podświetleń deski rozdzielczej
Czerwiec 2010 - wraca mi część podświetleń, po tym jak wjechałem w dziurę.
Lipiec 2010 - jeżdżę na rowerze
Sierpień 2010 - pada deszcz i musze jechać tym syfem do pracy. Ja już nie mogę...
Wrzesień 2010 - jedziemy z narzeczoną tym autem do ślubu. Robi furorę. Niestety podczas nocy poślubnej odpada z niego lusterko boczne.
Październik 2010 - kupuję nowe lusterko. Jadę do mechanika, ale on mówi, że może mi tylko to auto pociąć na kawałki, bo to francuska choroba, a on nie chce jej złapać w trakcie naprawy.
Listopad 2010 - tylne koło stuka tak jakby miało zaraz odpaść. Wymieniam tuleje, lusterko, cały próg i jest mi niedobrze. Tego samego dnia, po naprawie, zaczyna stukać z przodu.
Grudzień 2010 - samochód w nocy, podczas jazdy w trasie, wyłącza mi światła! To jest już absolutne przegięcie. Przyczyną jest przekaźnik świateł przy kierownicy.
Styczeń 2011 - rozpieprza się przedni amortyzator. Kiedy wjeżdzam autem na studzienkę kanalizacyjną, hałas porównywalny jest do tego jakbym wjechał nim w betonową ścianę. Zbieram siły, bo jechać do mechanika.

Co będzie w lutym? Nie wiem. Może ktoś chce wziąć do rozwalenia? Ponoć fajnie się pali. Kolega miał Renault Megane 2, ale pewnego dnia dostało samozapłonu (podczas postoju) i spłonęło. Teraz ma Megane 3 i czasem nie może wrócić do domu, bo komputer pokładowy twierdzi, że ktoś ukradł układ kierowniczy.

Pewnie każdy z was zastanawia się czemu tego auta nie sprzedałem. Ja też się nad tym zastanawiam. Ale co mam napisać w ofercie? Stan idealny? Na co idealny? Chyba kurwa na kurnik!!!

I teraz drogi kolego/koleżanko. Jeśli jeszcze chcesz kupić Renault, to życzę ci powodzenia! Jeśli zastanawiasz się czy jest to odosobniony przypadek, to przypomnij sobie to powiedzenie: Żadnych francuskich samochodów. Skądś ono się wzięło, nieprawdaż?

Przekażcie tego posta wszystkim, którzy noszą się z zamiarem kupna samochodu marki Renault.

sobota, 1 stycznia 2011

Autre Ne Veut - czyli piosenka na rok 2011

Autre Ne Veut
Zawsze rano, Yin-yang przed wyjściem do pracy odpala TV, wrzuca MTV2 i czeka na tzw. piosenkę na dzień. Piosenka na dzień to oczywiście coś co poleci jako pierwsze (o ile nie będzie to Madam Giga) i zostanie w głowie na cały dzień. Naukowo nazywa się to efektem swędzenia mózgu, czyli jakiś rejon w mózgu "swędzi nas", a my go podświadomie "drapiemy" poprzez wielokrotne powtarzanie tej samej frazy. Wiadomo, że fajnie jeśli sam fakt drapania jest przyjemnym uczuciem. Jeśli drapiemy się po czymś co jest strasznym syfem, to odczucia są już dalekie od przyjemności. Dobrze zatem jeśli jest to fajny kawałek lub przynajmniej jakiś fragment wiersza, ale jeśli wkręca mi się Jingle Bells albo Gdzie są piniądze za las, to szlag mnie trafia i chce mi się rzygać. Wtedy najlepiej puścić sobie soundtrack z Dirty Dancing - po polsku oczywiście Wirujący Seks - gorzej już być nie może, ale po tym nie ma zawrotów głowy. Jestem odporny na ten film i soundtrack, bo, jak rodzice kupili video w 1991, to mieliśmy na VHS tylko jeden film - właśnie Dirty Dancing. Oglądałem go codziennie po szkole, przez rok, co daje jakieś 230 seansów. Teraz jakikolwiek element z tego filmu jest dla mnie jak herbata z bratków z cukrem - niby zdrowa, smakuje jak tynk, ale dobra na cerę i nie szkodzi na żołądek.

Wracając do tematu... Drapanie mózgu, w młodzieżowym slangu można nazwać "wkręcaniem się". Jeśli coś ci się wkręci, to ciągle to nucisz, śpiewasz lub powtarzasz w głowie. Nie mylmy tego z nerwicą natręctw, ale pewnie jest ona po części mega-eskalacją tego właśnie efektu (Show me all the blue prints, show me all the blueprints, show me all the blueprints mówił Leonardo w Aviator. Nie mylić za Avatarem - tam jedyna choroba to tłusty odcisk palca na okularach 3D).

W moim przypadku wkręt (czy tam drap) łapie mnie dość rzadko, ale w przypadku Autre Ne Veut stało się coś niezwykłego. Otóż albo ten gościu jest pierwszym co roznosi jakąś mózgową ospę przez Wi-fi, albo będzie wielki. Otóż jadąc na koncert do Warszawy, Michał zapuścił w aucie jego debiutancką płytę. Na początku pomyślałem, że to kolejny wanna be z USA, który utonie wraz z innymi Memory Tapesami czy popłuczynami (nienawidzę tego słowa, ale nie wiem jakie inne dać?) po Animal Collective. Jakieś dziwne wokale jakby gość miał gruźlicę, zatkany glutami nos i jeszcze krzywe zęby. W dodatku te teksty piosenek jakieś takie... z kibla. Przesłuchaliśmy płytę 3 razy i przerzuciliśmy się na coś innego. Następnego dnia rano, wstałem i w głowie tylko: "I'm emotional, I've got feelings in my heart that set me apart...". No to słucham jego płyty dalej i dalej. Dziś mijają 3 tygodnie od tamtej chwili i dalej o samo. Z drapania przeszedłem na jaranie się. No cóż... tego życzę również innym!

Miała być piosenka na dzień, no chociaż płyta na dzień..., ale na razie zapowiada się to płyta na 2011. Przynajmniej właśnie z takim swędzeniem w mózgu wszedłem w rok 2011. A zatem.. wszystkiego dobrego w 2011!

A ten.. a Was co swędzi w mózgu?