czwartek, 30 grudnia 2010

Kalesony, bluza Niemena i Gliniarz i prokurator

Kalesony i skarpy herosa
Wiele osób nie lubi zimy. Są też tacy, którzy ją bardzo lubią. Ja w tym roku stwierdziłem, że też ją lubię, ale potem szybko zmieniłem zdanie, bo przypomniałem sobie skąd moja odwieczna awersja do tej pory roku. Jaki beznadziejny post, co nie?

No ale już dokończę. Nie lubię zimy, bo kurde te kalesony są zawsze takie ciasne, ciężkie i spadają z tyłka. I ja w zasadzie nie wiem czy mi jest w nich cieplej czy zimniej. No bo w uda jest ciepło, ale że one ściągają gacie, to w tyłek jest zimniej. No to może lepiej nie nosić? Niby tak! Ale jak wychodzisz rano skrobać samochód i ci kozy w nosie zamarzają, to zdrowy rozsądek podpowiada, że lepiej, żeby mi już nic poza nimi nie zamarzło.

Dzisiaj do pracy ubrałem sobie te kalesony i bluze Spidermana. W zasadzie nie wiem czy to jest bluza Spidermana (słyszałem kiedyś wymowę: Spermen) czy Niemena, ale to taka obcisła bielizna sportowa, żeby w górach ciepło było. No i razem z tymi obcisłymi sexy kalesonami i bluzą Spermena czułem się jak Nemeczek w Chłopcach z placu broni, który mówił, że mu cegły na klatę kładą. Przecież to jest bez sensu. Siedziałem w tym cały dzień i jestem zmęczony jakbym węgiel przerzucał. Jakby mi ciągle pies z Gliniarz i prokurator na kolanach siedział.

To tyle, bo mam dalej kalesony, a laptop już się zrobił gorący i nie da się tak siedzieć...

BTW: Pamiętacie tego psa?

niedziela, 26 grudnia 2010

2010 summary by saymon's nokia

Czas podsumować rok 2010. Nie będzie jednak mowy o Kaczyńskim, Obrębalskim, Stalinie ani o Szymborskiej. Sprawę utrudniłem sobie również tym, że mogę posłużyć się tylko zdjęciami z mojej zawieszającej się Nokii, która (o dziwo!) ma w swojej pamięci wiele dla mnie kluczowych wydarzeń. Jakby jeszcze włączyła aplikację Gmail, która zacząłem uruchamiać w kwietniu tego roku, to w ogóle byłbym wielce uradowany (na razie pasek postępu pokazuje 70%).

No to lecim:


5 stycznia - układ do Isle


































8 stycznia - Lodowy Jeleń w Jelonce i Madzia
30 stycznia - odkrycie Ciechana












1 lutego - spalone Renault
9 lutego - ostatni dzień Kuby :(
14 lutego - obraz od Madzi
28 marca - znalazłem wszystkie klucze
10 kwietnia - pryszcz na czole
18 kwietnia - Grabina - pierwsze starcie
1 maja - piwko w Berlinie
3 maja - próba przed PR4
8 maja - koncert nr 1 w Warszawie
28 maja - koncert w JG i Michał przebiera spodnie
5 czerwca - Grabina drugie starcie
8 czerwca - ktoś chce okup?!
13 czerwca - koncert w Pradze
25 czerwca - koncert w Sopocie i mój Wisławski
3 lipca - wyczesana wycieczka z CodeTwo
9 lipca - kolejny koncert w Warszawie
10 lipca - 7 Festival w Węgorzewie i nasz "hotel"
12 lipca - podłogi w Grabinie
15 lipca - odkryłem, że robił to od lat...
17 lipca - ślubne ciżmy: wersja 1
19 lipca - nowe kosze na śmieci
22 lipca - Public Folders Song - Kostrzyca
12 sierpnia - grzybki z lasu
15 sierpnia - nowy płot szkolny koło Bogatynii
28 sierpnia - ponoć wieczór kawalersk w Borowicach
19 września - poprawiny na Perle Zachodu
23 września - Bieszczady Honey Moon
25 września - Zakopane Honey Moon c.d.
28 września - back to JG - Gniewko w rzeźni ZOZ
2 października - porno marchew w JG
9 października - koncert w Lublinie
28 października - Herosi IT
29 października - koncert w Łodzi
6 listopada - Movember w Berlinie
30 listopada - odkrycie Dyrektora Doktora Internetu
11 grudnia - czwarty koncert w Warszawie
24 grudnia - :)
Takich zdjęć nie ma się w aparacie ani we własnej pamięci. Wiele wydarzeń z 2010 nie znalazło się w tym poście, bo akurat wtedy nie myślałem o robieniu zdjęć telefonem. No ale miało być tylko z telefonu, więc jest! Razem wyszło 31 000 km samochodem i dużo batonów Duplo. W Czechach suplementem były Fidorki. W Niemczech nie było suplementu. Na wschodzie jadłem parówki. Na północy rybę. Na południu barany, a w centrum Sushi. Na zachodzie? Na zachodzie.. bez zmian.

wtorek, 21 grudnia 2010

Od Sokobana do Soku z Banana, czyli o grach i kręgach w kręgu

Koleżanka Pati przycięła wczoraj na Facebooku jakże "znanym" fragmentem piosenki: There were stunning effects when we were young and we knew how to believe in ourselves. Miło mi się zrobiło, ale zaraz potem pomyślałem o czym jest ten tekst, a on przecież nie o miłych rzeczach mówi. No bo kiedyś to był Arystoteles, Epikur, Tales i jeszcze taki jeden co prześladował dzieci na zbiorach zadań z matematyki, a dzisiaj 12 latek mijając cię na ulicy mówi: Co się kurwa gapisz? A ty nic z tym nie możesz zrobić, bo co możesz zrobić?

Sokoban - nic dodać, nic ująć
Takie zjawisko obserwujemy we wszystkim. To trochę jak kosmos, galaktyka, potem układ słoneczny, Ziemia, materia, atom i tak dalej i głębiej. Pewnie bez końca. Najpierw coś jest fajne i cie jara, potem się zmienia i jara innych, a ciebie już nie. W latach 50tych najlepszą zabawką w Polsze była felga od roweru i kijek (alternatywnie kij z kupą jako hardcorowa odmiana berka). Potem zaczęło się to powoli zmieniać, następnie (wiadomo!) był sam ocet i kolejki bla bla... no i pojawiły się komputery! Najpierw niepozorne, zawstydzone, bez monitora, ale z budą na 4 sale szkolne. Kiedy jednak klawisz ENTER stał się wreszcie trochę mniejszy od monitora, narodziła się era komputerów. Ja w tym czasie byłem już w stanie chłonąć temat i wciągnąć się w świat gier.

Pierwsze gry były proste technicznie, ale wymagały dużo wyobraźni, myślenia i wczucia. Kultowy Sokoban to jedna z pierwszych gier jakie widziałem na oczy. Myślałem, że trzeba znać wszystkie prawa fizyki, żeby go przejść, bo nie umiałem przejść żadnej planszy, a praw fizyki nie znałem. Potem pojawiały się coraz lepsze gry: International Karate, czy też hit wszechczasów Prince of Persia.

International Karate na C64
Prince of Persia na IBM 286


Kiedy na dobre weszła era PCtów, DOSa, a potem Windowsa, ludzie zostali wchłonięci w wir. Atari, Spectrum i c64 można było już wtedy kupić na targu za 10 PLN wraz z Pegasusem gratis. Amigowcy jeszcze walczyli przez 2 lata, ale odeszli w niepamięć i do dziś onanizują się nimi w szafie. Pamiętam, że wtedy wyczaiłem w pudle z dyskietkami brata (pudło to przenośnia, było tam może 10 dyskietek 5.5calowych) grę Flight Simulator 4.0 Microsoftu. To był przełom. Nieważne, że niebieska kreska to było niebo, a zielona to ziemia. To był mój kij z kupą, moja oaza szczęścia na tamte czasy.

Flight Simulator 4.0
Niestety w tym czasie stało się coś złego. Producenci komputerów stwierdzili, że można zrobić na nich niezły szmal, jeśli będzie się je rozwijać powoli. Wszyscy kumple mieli nowe komputery, a mi wszystko działało za wolno. Ba! Wszyscy mieli CD-ROM, a ja miałem raptem stację dyskietek 3.5cala. No i pojawił się on. Nowy, 3D, zajebisty Need For Speed. Rewolucja, postęp techniczny, grafika, grywalność 10/10.

Need For Speed 1
 No i co? Zapierdalałem z 72 dyskietkami do kolegi, żeby go przegrać. Przy 68 okazało się, że jedna jest zepsuta i wszystko od nowa. 70 była też uszkodzona, ale za 3 razem udało się! Grałem w to chyba z rok, codziennie.

No i tak zaczęło się to kręcić, aż w końcu okazuje się, że odpalam Battlefield Bad Company 2 na wielkim telewizorze, trzymając w ręku pada, którego nie umiem obsługiwać i czekam na te same uczucia co kiedyś. Okazuje się, że można grać w multiplayer tylko, gdzie nie można przeżyć 10 sekund bo od razu zabija cię jakiś 9 latek z Virgini, który w jednej ręce ma pada, a w drugiej Sponge Boba! Nie no! Ja chcę tamte gry i tamte czasy. Chce moją felgę i kijek.

No to co? Nie ma co grać chyba. Ktoś chce kupić Playa ode mnie? Ja już przejdę na picie soków bananowych i z Kandydowym założeniem zacznę uprawiać swój ogródek w Grabinie, którego przecież wciąż nie mam.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

The 7 Habits

The Seven Habits of Highly Effective People czyli Zasady działania skutecznego przywódcy (jak zwykle polski tytuł jest idealnym tłumaczeniem angielskiego), czyli opowieść o tym jak zrobić coś czego wydaje ci się, że nie wiesz jak zrobić, mimo że wiesz. Innymi słowy, książka o tym jak pisać by napisać Harrego Pottera, jak myć się w wannie (najlepiej mydłem i wodą), jak obierać ziemniaki, żeby nie złamać nadgarstka i jak jeździć autem, żeby zaoszczędzić milion dolarów na paliwie. No zajebiście, ale o co chodzi?

Nie ma to jak dobra książka, która ma zapewnić ci radość, pełnię życia, wewnętrzny spokój, otwarcie wszystkich czakramów i piątkę z religii. Stephen Covey w perfekcyjny sposób zmarnował kilka wieczorów mojego życia, tylko po to by powiedzieć mi, że lody bambino.. babcia chorowała, zjadła lody wyzdrowiała. Dziadek też chorował, nie zjadł lodów, wykitował.

W ogóle to w 2010 przeczytałem niestety najwięcej takich książek. Widać Amerykanie są miłośnikami The Magic of Thinking Big, gdyż ciężko im dojść do czegokolwiek samemu. To u nich pisze się przecież, że schody są pochyłe, kawa gorąca, a woda mokra i można się pomoczyć.

Pamiętam kolega chodził kiedyś do szkoły szybkiego zapamiętywania. Umiał niby zapamiętać 400 rzeczy w kolejności w ciągu 10 minut. Musiał jednak siedzieć w różowym pokoju i słuchać specjalnej muzyki. Potem w liceum 2 razy nie zdał do następnej klasy, bo sala była biała i zamiast muzy ktoś szurał ciągle krzesłem i kaszlał.

No i co chodzi z tymi kursami języka z kasety? Sorry, z płyty. Ludzie, przecież kurwa wiadomo, że się tego angielskiego tak nie nauczycie. Przecież trzeba książkę pod poduszkę na noc włożyć i wtedy rano wszystko się umie.

niedziela, 19 grudnia 2010

Microexpressions - Giant In The Forest

Giant In The Forest

It came to me straight from the headlights
The wipers didn’t distort the heaviest parts
Smudgy rain-eyes watched me realize
I was close to getting all I’ve ever dreamed of

I WAS A GIANT IN FOREST
I WAS ALL YOU’VE EVER WANTED
AND IN EVERY LITTLE MOMENT
YOU LOVED ME

The road was empty for a moment
I didn’t know what to say now
You were somewhere in the corner
I knew you were there
And the rain didn’t stop falling
And I knew you were there

I WAS A GIANT IN FOREST
I WAS ALL YOU’VE EVER WANTED
AND IN EVERY LITTLE MOMENT
YOU LOVED ME

Far from what it is said to be
it is echoing what we can return
can we take..

Far from what it is said to be
it is echoing what we can return
can we take turns?

Na Zachodzie Bez Zmian

Na zachodzie bez zmian. Chodzi mi oczywiście o Grabinę, która to już dawno temu zaczęła budzić ambiwalentne odczucia. Yin-Yang już nawet o tym nie myśli. Ja jednak ciągle analizuję sytuację i planuję strategiczne posunięcia na następne tygodnie. Na razie są to dla mnie tantalowe męki, przy czym nie stoję po pas w wodzie, a w biurokracji, ludzkim kłamstwie i niedbałości. Gdyby każdy był z CodeTwo, to nie byłoby żadnego problemu, ale niestety Polska rzeczywistość jest brutalna i podejrzewam, że może być jeszcze brutalniejsza.

Póki co lecę schematem z Alternatywy 4 i kopie w dupę kogo się da. Tak o. Może się jeszcze okaże, że mieszkać mamy z panem Kołkiem/Kotkiem?

Grabina Main Street
Taras view

No i co? Ile jeszcze?

Start up - erste post

To ja i pedały
Dobra! To chyba czas zacząć to robić. Jakoś tak czuję się w potrzebie dalszej ekspresji. Już mi sama muzyka nie wystarcza i muszę jeszcze bardziej to co mam w środku transponować na zewnętrzną materię. Photoshopa nie umiem ukraść z neta bo na macu tylko legale da się zainstalować. Decoupage jest chyba zbyt babski dla mnie, w sukienkach wyglądam nie za dobrze, skarpet cerować nie umiem, więc szyć nie będę. Nie no.. prawda jest jednak taka, że jest pare namacalnych rzeczy, które sprawiły, że zacznym:
  1. Chciałem popatrzeć na swoje stopy i stwierdziłem, że słabo je widzę. Brzuch mi część zaczął zasłaniać, więc skoro robię się jak Renee Zellweger, to chyba faktycznie czas...
  2. Zainspirował mnie blog znajomej.
  3. Zainspirował mnie blog drugiej znajomej.
  4. Zawsze chciałem mieć bloga, tak jak samolot zdalnie sterowany, którego nigdy nie zrobiłem / nie kupiłem.
  5. No i tyle zaczyna się dziać, że warto pisać.
Zrobiłem standardowy post Hello World jak każdy inny bloger. Nie chciałem tego robić, ale musze popracować nad layoutem strony, a lorem impsum mi się nie chciało ładować bo mi się kojarzy z Łaciną. A jak wielu wie, przez Łacinę o mało nie dałem komuś kiedyś na uczelni w mordę...