wtorek, 21 grudnia 2010

Od Sokobana do Soku z Banana, czyli o grach i kręgach w kręgu

Koleżanka Pati przycięła wczoraj na Facebooku jakże "znanym" fragmentem piosenki: There were stunning effects when we were young and we knew how to believe in ourselves. Miło mi się zrobiło, ale zaraz potem pomyślałem o czym jest ten tekst, a on przecież nie o miłych rzeczach mówi. No bo kiedyś to był Arystoteles, Epikur, Tales i jeszcze taki jeden co prześladował dzieci na zbiorach zadań z matematyki, a dzisiaj 12 latek mijając cię na ulicy mówi: Co się kurwa gapisz? A ty nic z tym nie możesz zrobić, bo co możesz zrobić?

Sokoban - nic dodać, nic ująć
Takie zjawisko obserwujemy we wszystkim. To trochę jak kosmos, galaktyka, potem układ słoneczny, Ziemia, materia, atom i tak dalej i głębiej. Pewnie bez końca. Najpierw coś jest fajne i cie jara, potem się zmienia i jara innych, a ciebie już nie. W latach 50tych najlepszą zabawką w Polsze była felga od roweru i kijek (alternatywnie kij z kupą jako hardcorowa odmiana berka). Potem zaczęło się to powoli zmieniać, następnie (wiadomo!) był sam ocet i kolejki bla bla... no i pojawiły się komputery! Najpierw niepozorne, zawstydzone, bez monitora, ale z budą na 4 sale szkolne. Kiedy jednak klawisz ENTER stał się wreszcie trochę mniejszy od monitora, narodziła się era komputerów. Ja w tym czasie byłem już w stanie chłonąć temat i wciągnąć się w świat gier.

Pierwsze gry były proste technicznie, ale wymagały dużo wyobraźni, myślenia i wczucia. Kultowy Sokoban to jedna z pierwszych gier jakie widziałem na oczy. Myślałem, że trzeba znać wszystkie prawa fizyki, żeby go przejść, bo nie umiałem przejść żadnej planszy, a praw fizyki nie znałem. Potem pojawiały się coraz lepsze gry: International Karate, czy też hit wszechczasów Prince of Persia.

International Karate na C64
Prince of Persia na IBM 286


Kiedy na dobre weszła era PCtów, DOSa, a potem Windowsa, ludzie zostali wchłonięci w wir. Atari, Spectrum i c64 można było już wtedy kupić na targu za 10 PLN wraz z Pegasusem gratis. Amigowcy jeszcze walczyli przez 2 lata, ale odeszli w niepamięć i do dziś onanizują się nimi w szafie. Pamiętam, że wtedy wyczaiłem w pudle z dyskietkami brata (pudło to przenośnia, było tam może 10 dyskietek 5.5calowych) grę Flight Simulator 4.0 Microsoftu. To był przełom. Nieważne, że niebieska kreska to było niebo, a zielona to ziemia. To był mój kij z kupą, moja oaza szczęścia na tamte czasy.

Flight Simulator 4.0
Niestety w tym czasie stało się coś złego. Producenci komputerów stwierdzili, że można zrobić na nich niezły szmal, jeśli będzie się je rozwijać powoli. Wszyscy kumple mieli nowe komputery, a mi wszystko działało za wolno. Ba! Wszyscy mieli CD-ROM, a ja miałem raptem stację dyskietek 3.5cala. No i pojawił się on. Nowy, 3D, zajebisty Need For Speed. Rewolucja, postęp techniczny, grafika, grywalność 10/10.

Need For Speed 1
 No i co? Zapierdalałem z 72 dyskietkami do kolegi, żeby go przegrać. Przy 68 okazało się, że jedna jest zepsuta i wszystko od nowa. 70 była też uszkodzona, ale za 3 razem udało się! Grałem w to chyba z rok, codziennie.

No i tak zaczęło się to kręcić, aż w końcu okazuje się, że odpalam Battlefield Bad Company 2 na wielkim telewizorze, trzymając w ręku pada, którego nie umiem obsługiwać i czekam na te same uczucia co kiedyś. Okazuje się, że można grać w multiplayer tylko, gdzie nie można przeżyć 10 sekund bo od razu zabija cię jakiś 9 latek z Virgini, który w jednej ręce ma pada, a w drugiej Sponge Boba! Nie no! Ja chcę tamte gry i tamte czasy. Chce moją felgę i kijek.

No to co? Nie ma co grać chyba. Ktoś chce kupić Playa ode mnie? Ja już przejdę na picie soków bananowych i z Kandydowym założeniem zacznę uprawiać swój ogródek w Grabinie, którego przecież wciąż nie mam.

6 komentarzy:

  1. Fajnie, że piszesz. Roześmiałam się razy kilka i łezka w oku się zakręciła na wspomnienie Prince od Persia i symulatora, bo jako córka modelarza, musiałam go mieć w małym paluszku. Od siebie jeszcze dodam kultową gierkę Boulder Dash http://wirelessmedia.ign.com/wireless/image/article/984/984154/boulder-dash-20090518111235603_640w_1242688012.jpg i super frog http://www.grebz.fr/Images/amiga/amiga_superfrog.png :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Grać, grać i jeszcze raz grać. Ale może niekoniecznie w nowości. Ja ostatnio nadrabiam zaległości z 8/16 bitowej ery (po dobrych 17 latach czekania na podchoinkowe Super Nintendo) i dochodzę do wniosku, że każda z gier z tamtych lat miała w sobie coś co potrafiło zatrzymać na dłuuuuuuuuugie godziny, w odróżnieniu od dzisiejszych produkcji typu Halo:ODST które można przejść w 4h. I nie mówie o przesadnie wysokim poziomie trudności czy cholernie długich momentach oczekiwania na to aż ekran "Loading..." zniknie, tylko o czystej, nieskrępowanej niczym radości z pokonania 15 levelu w Dr. Mario :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No było coś w tych grach niesamowitego. Teraz mam wrażenie, że wszystko jest ustawione pod gracza. Idziesz do lasu i program generuje ci tam boty. Pójdzie w lewo ścieżką - dobrze. Pójdziesz w prawo - też dobrze. Będziesz stał w miejscu, też dobrze - wszystko przyjdzie do ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, może chodzi o to że tamte gry robiło po 2 typa w piwnicy u starych majac do dyspozycji 4 pixele i 3 dzwieki na krzyz i chciało im sie po prostu zrobic fajna gre przy ktorej sie sami dobrze bawili. A nie coś z tutorialem zajmujacym 1/3 gry jak teraz...

    http://www.kotaku.com.au/2010/05/if-super-mario-bros-was-made-in-2010/

    OdpowiedzUsuń
  5. Tamte gry były fajne, bo były prawie jak kółko i kijek. Tzn. było miejsce na wyobraźnię. Widziałeś poziomą linię i trójkąt i wiedziałeś, że to horyzont i Kilimandżaro i możesz oblecieć je dookoła. Teraz gry wyglądają jak filmy, prawie jak rzeczywistość, a przecież wszyscy wiedzą, że to nie rzeczywistość tylko gra, oszustwo.

    A może jest tak, że po prostu wyrośliśmy z gier i gdybyś teraz odpalił Flight Stimulator 4.0, to po 15 minutach byś powiedział: nie nooo, kurwaaa, co to jest?

    Moja ulubiona gra to Fruity Frank http://www.youtube.com/watch?v=8zLUsY-Wqg8. Ale nie wiem czy teraz dałbym radę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Anonimyowy

    No zgadzam się. Pamiętam jak kiedyś chciałem pograć w F15 Strike Eagle po 10 latach. Odpaliłem i moja reakcja była właśnie taka jak ty opisałeś.

    Fakt faktem, grafa się polepsza, ale to jakby nic nie zmienia. Najpierw robisz WOW, ale wcale cie ta gra bardziej nie wciaga.

    Kiedys sie łoiło w Chińczyka z rodzicami i był czad, a nie było żadnej grafy. Teraz dzieci jak grają w Monopoly to mają karty płatnicze i kalkulator. WTF?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.